Handel detaliczny w Belgii przeżywa poważny kryzys. Niemal co miesiąc kolejna firma ogłasza upadłość lub zmuszona jest do restrukturyzacji, aby uchronić się przed wierzycielami. Przyczyny tego zjawiska są wielowymiarowe, a eksperci przewidują, że nadchodzące miesiące mogą być jeszcze trudniejsze dla sektora.
Konkurencja z Chin wywraca rynek do góry nogami
Globalizacja i rozwój e-commerce sprawiły, że belgijskie firmy muszą konkurować nie tylko z sąsiednimi sklepami, ale także z globalnymi gigantami. Chińskie platformy sprzedażowe, takie jak Shein i Temu, agresywnie zdobywają rynek, przyciągając klientów atrakcyjnymi cenami i błyskawiczną dostawą.
Przez dekady belgijskie sieci detaliczne, jak Casa czy Blokker, budowały swój model biznesowy na imporcie tanich azjatyckich produktów i odsprzedaży ich z dużą marżą. Teraz konsumenci mogą nabywać te same towary bezpośrednio od chińskich producentów, co sprawia, że tradycyjne sklepy stacjonarne tracą przewagę cenową.
W dodatku chińskie platformy często omijają europejskie przepisy dotyczące bezpieczeństwa produktów i standardów jakości, co pozwala im oferować jeszcze niższe ceny.
Belgijskie firmy przespały rewolucję e-commerce
Podczas gdy zagraniczne marki inwestowały w handel internetowy, Belgia przez długi czas pozostawała w tyle. W 2022 roku wartość belgijskiego rynku e-commerce wyniosła 9,6 miliarda euro, co jest wynikiem trzykrotnie niższym niż w Holandii i dziesięciokrotnie niższym niż w Niemczech.
Przykładem jest Casa, która zbyt późno postawiła na sprzedaż online – jej sklep internetowy wystartował dopiero w 2017 roku i początkowo opierał się głównie na modelu „click & collect”, przez co nie był konkurencyjny wobec w pełni rozwiniętych platform. Dla porównania duńska sieć Jysk, która bezpośrednio rywalizuje z Casa, od samego początku inwestowała w e-commerce, co pozwoliło jej szybko zdobyć rynek.
Eksperci podkreślają, że firmy, które nie nadążają za nowymi trendami, prędzej czy później wypadają z gry.
Kryzysy gospodarcze i wzrost kosztów prowadzenia działalności
Pandemia COVID-19 mocno zachwiała sektorem handlu, osłabiając stabilność finansową wielu firm. Gdy rynek zaczął się odbudowywać, przyszły kolejne wyzwania: wojna w Ukrainie, gwałtowny wzrost cen energii oraz inflacja.
Koszty operacyjne, w tym wynagrodzenia i czynsze, stanowią coraz większe obciążenie. W niektórych lokalizacjach czynsze pochłaniają nawet 20% obrotów sklepów, co sprawia, że utrzymanie rentowności staje się niemal niemożliwe.
Dodatkowo konsumenci, obciążeni rosnącymi kosztami życia, kupują mniej i coraz częściej wybierają tańsze produkty, co napędza rozwój dyskontów i osłabia pozycję sklepów ze średniego segmentu cenowego.
Firmy muszą inwestować, ale brakuje im środków
Aby przetrwać w zmieniającym się otoczeniu rynkowym, firmy handlowe muszą inwestować nie tylko w cyfryzację, ale także w zrównoważony rozwój. Według raportu McKinsey & Company, europejscy detaliści będą musieli zainwestować 600 miliardów euro do 2030 roku, aby dostosować się do nowych wymogów technologicznych i ekologicznych.
Jednak wiele firm nie posiada środków na tak duże inwestycje, a banki niechętnie udzielają kredytów przedsiębiorstwom działającym w niestabilnym sektorze.
Mniejsze firmy przegrywają z dużymi graczami
W obliczu trudnej sytuacji rynkowej mniejsze firmy bankrutują lub są przejmowane przez większe sieci, które mają lepsze zaplecze finansowe i większe możliwości inwestycyjne.
Proces ten widać szczególnie w sektorze spożywczym – grupa Louis Delhaize musiała sprzedać większość swoich aktywów, a hipermarkety Makro i Match całkowicie zniknęły z rynku. Podobne zmiany zaszły w branży zabawkowej, gdzie Toy Champ przejął Dreamland, oraz w sektorze AGD, gdzie Krefel został wchłonięty przez francuską grupę Mulliez.
Najwięksi gracze, tacy jak Action, Kiabi czy Primark, stale umacniają swoją pozycję, opierając się na optymalizacji kosztów, efektywnej logistyce i skali działalności, co pozwala im skutecznie konkurować z chińskimi platformami sprzedażowymi.
Najtrudniejsza sytuacja dla marek ze średniego segmentu
Największymi przegranymi w obecnej sytuacji są marki środkowego segmentu, które nie są ani tanimi dyskontami, ani ekskluzywnymi brandami premium. Firmy takie jak Casa, Esprit czy Carpetright nie zdołały określić wyraźnej tożsamości i straciły zainteresowanie klientów.
Eksperci podkreślają, że firmy muszą wykazywać się elastycznością i umiejętnością dostosowania do zmieniających się trendów. Klienci albo szukają oszczędności, wybierając tanie marki, albo inwestują w produkty premium – a firmy, które nie mają jasnej propozycji wartości, stają się coraz mniej konkurencyjne.
Dyskonty rządzą – zmiana w nawykach konsumentów
Popularność sklepów dyskontowych wynika nie tylko z kryzysu gospodarczego, ale także z głębszej zmiany kulturowej. Przez lata konsumenci przyzwyczaili się do tanich produktów, co sprawiło, że niska cena stała się jednym z kluczowych kryteriów wyboru.
Dyskonty i chińskie platformy sprzedażowe doskonale wykorzystują ten trend, oferując ogromny wybór produktów w niskich cenach, co zachęca klientów do częstych i impulsywnych zakupów.
Czy handel stacjonarny ma jeszcze szansę na przetrwanie?
Mimo trudności, sklepy fizyczne wciąż mogą znaleźć swoje miejsce na rynku, jeśli zaoferują klientom coś więcej niż tylko produkty. Konsumenci są skłonni zapłacić więcej, jeśli w zamian otrzymają wyjątkową obsługę, personalizację i wysoką jakość usług.
Eksperci podkreślają, że handel detaliczny musi przestać konkurować ceną, a zamiast tego skupić się na budowaniu relacji z klientami. Sklepy, które znajdą sposób na wyróżnienie się na tle konkurencji, wciąż mogą odnieść sukces, ale te, które nie dostosują się do nowych realiów, prawdopodobnie znikną z rynku.