Strajk w bpost wciąż trwa, a sytuacja w Walonii zaostrza się. Od poniedziałku blokowane są centra sortowania, co prowadzi do poważnych zakłóceń w dostawie przesyłek. Brak porozumienia między zarządem a związkami zawodowymi oznacza, że sytuacja nie poprawi się co najmniej do 13 lutego.
Dlaczego pracownicy bpost strajkują?
Rynek usług pocztowych przechodzi gruntowne zmiany – liczba listów spada, a obsługa paczek staje się coraz bardziej wymagająca. W obliczu spadku przychodów zarząd bpost planuje przyspieszenie reorganizacji, polegającej m.in. na zmianach tras doręczycieli. Choć oficjalnie firma zapewnia, że nie zwiększy to czasu pracy, pracownicy widzą to inaczej.
Związkowcy alarmują, że nowe trasy oznaczają znaczny wzrost liczby skrzynek pocztowych obsługiwanych przez jednego listonosza. „Dostarczenie paczki zajmuje znacznie więcej czasu niż wrzucenie listu do skrzynki” – przypomina Charles Kinif z CGSP w Charleroi. Pracownicy skarżą się na rosnącą presję i obciążenie fizyczne.
Choć planowane zmiany nie przewidują zwolnień grupowych, istnieje ryzyko, że niektóre wakaty po przejściu na emeryturę nie zostaną obsadzone, a umowy na czas określony nie będą przedłużane.
Jakie są skutki strajku?
Skala zakłóceń różni się w zależności od regionu. Strajk objął głównie Walonię – problem dotyczy zwłaszcza biur w Péruwelz, Ath, Tournai, Mons, Fleurus, Fléron i Sprimont.
Początkowo protesty ograniczały się do biur dystrybucyjnych, ale w poniedziałek sytuacja się zaostrzyła. Pojawiły się blokady w kluczowych centrach sortowania w Awans (Liège) i Charleroi, co spowodowało poważne opóźnienia. Choć bpost twierdzi, że 70% tras zostało obsłużonych, w rzeczywistości wielu mieszkańców Walonii nie otrzymało swoich listów i paczek.
Blokada centrów sortowania, które nie są bezpośrednio objęte reorganizacją, wywołała reakcję władz – na miejscu pojawili się komornicy sądowi, co rozwścieczyło związkowców, uznających to za próbę zastraszenia.
Dlaczego Flandria nie strajkuje?
Strajk ma charakter wyłącznie waloński, co nie jest nowością. Podobnie było w kwietniu ubiegłego roku, gdy protesty sparaliżowały południową część kraju, podczas gdy na północy praca toczyła się normalnie.
Podział ten był również widoczny przy negocjacjach. Flamandzkie związki zawodowe zaakceptowały przekazanie doręczania gazet firmie AMP (spółce zależnej bpost), czemu stanowczo sprzeciwili się ich francuskojęzyczni koledzy.
Związkowcy we Flandrii nie wezwali do strajku, uznając reorganizację za proces trwający od lat. Obawiają się jednak, że jeśli protest rozleje się na centrum sortowania w Brukseli, które obsługuje także Flandrię, sytuacja może się zaostrzyć.
Co dalej?
Najbliższą kluczową datą jest 13 lutego, kiedy odbędzie się ogólnokrajowa manifestacja. Choć możliwe jest porozumienie, nie widać jeszcze oznak zakończenia kryzysu.
Wtorkowe rozmowy z zarządem trwały zaledwie 15 minut i nie przyniosły żadnego postępu. „Usłyszeliśmy to samo co zawsze. Zarząd chce reformować firmę, ale nie bierze pod uwagę realiów pracy listonoszy” – mówi Stéphane Daussaint.
Dodatkowo, wypowiedzi prezesa bpost Chrisa Peetersa, który krytycznie odniósł się do protestujących, tylko zaogniły sytuację. „Jeśli kiedyś Peeters straci pracę, zatrudnię go jako propagandystę – tak dobrze mobilizuje ludzi swoimi wypowiedziami” – ironizuje Thierry Tasset z CGSP.
Związkowcy podkreślają, że transformacja firmy jest konieczna, ale nie może odbywać się kosztem przeciążonych pracowników. „Bpost zapomina, że za każdym doręczeniem stoi człowiek” – podsumowuje Luc Tegethoff.
Na razie wszystko wskazuje na to, że walka w bpost jeszcze się nie zakończyła.