Coraz częściej mówi się o zjawisku „studentów widmo” – osób zapisujących się na studia wyłącznie po to, by korzystać z przywilejów związanych ze statusem studenta. Choć problem ten jest trudny do zmierzenia, wiele wskazuje na to, że niektórzy młodzi ludzie wykorzystują luki w systemie, aby poprawić swoją sytuację finansową i zawodową. Czy to margines, czy rosnący trend, który wymaga interwencji?
Status studenta: sposób na lepsze wynagrodzenie
Dla wielu młodych ludzi status studenta jest kluczem do lepszego wynagrodzenia i większej elastyczności na rynku pracy. Sophie, 23-letnia absolwentka, opowiedziała o swoich doświadczeniach. Po ukończeniu licencjatu i magisterium zapisała się na kolejny kierunek, ale wyłącznie po to, by zachować status studenta. – Nie chodzę na zajęcia ani nie zdaje egzaminów. Zrobiłam to tylko dla korzyści – mówi. Koszt 835 euro za czesne zwrócił jej się szybko, ponieważ praca na umowę studencką zapewniła wyższe zarobki i ułatwiła znalezienie zatrudnienia.
Sophie przyznaje, że dzięki pandemii proces administracyjny stał się jeszcze łatwiejszy. Podpisywanie obecności na egzaminach odbywa się online, co pozwala jej bez większego wysiłku spełniać wymogi formalne.
Niezastąpiona rola studentów na rynku pracy
Status studenta nie tylko przynosi korzyści młodym ludziom, ale także znacząco wspiera gospodarkę. W sektorze gastronomicznym studenci stanowią aż 48% pracowników, jak wynika z danych za 2022 rok. – Studenci są niezbędni. Dzięki nim możemy dostosować się do sezonowych wahań, a ich zatrudnienie wiąże się z niższymi kosztami – podkreśla Valérie Delange, właścicielka restauracji w Brukseli.
Podobna sytuacja ma miejsce w handlu detalicznym. Benoît Davreux, zarządzający dwoma supermarketami, zaznacza, że studenci pokrywają 40% zapotrzebowania na pracowników. – Są dostępni w weekendy i wieczorami, kiedy stałym pracownikom trudniej podjąć pracę. Poza tym ich zatrudnienie jest korzystniejsze finansowo – wyjaśnia.
Trudności w określeniu skali zjawiska
Uczelnie posiadają dane dotyczące liczby studentów, którzy nie podchodzą do egzaminów, ale nie mogą jednoznacznie stwierdzić, ilu z nich to „studenci widmo”. – Część osób zmienia kierunek, choruje lub po prostu zapisuje się na studia, by wykonywać inne aktywności – wyjaśnia Frédéric Schoenaers, wice-rektor Uniwersytetu w Liège.
Według władz uczelni zjawisko to jest marginalne, jednak jego wpływ na budżet państwa jest zauważalny. Każdy student kosztuje system od 5 000 do 8 000 euro rocznie, co budzi pytania o zasadność finansowania takich przypadków.
Problem społeczny czy oszustwo?
Zdaniem Federacji Studentów Frankofońskich (FEF), zjawisko „studentów widmo” wynika głównie z trudności finansowych młodych ludzi. – Nie robią tego dla przyjemności. Często to jedyne rozwiązanie, by płynnie przejść z edukacji na rynek pracy – tłumaczy Adam Assaoui, przewodniczący FEF.
Co dalej?
Zjawisko „studentów widmo” rzuca światło na rosnącą niepewność finansową wśród młodych ludzi oraz niedopasowanie rynku pracy do ich potrzeb. Choć problem ten dotyczy niewielkiego odsetka studentów, wymaga głębszej analizy i rozważenia, jak system edukacyjny i gospodarczy mogą lepiej wspierać młodzież w przejściu do dorosłego życia. Na razie brak jednoznacznych rozwiązań, ale dyskusja na ten temat z pewnością będzie się nasilać.