Choć rządy federalny i flamandzki nieustannie naciskają na przestrzeganie dwujęzyczności w placówkach medycznych stolicy, rzeczywistość wygląda znacznie bardziej skomplikowanie. Dobra wola szpitali rozbija się o mur powszechnego niedoboru kadry medycznej. Przedstawiciele sektora zdrowotnego stanowczo odrzucają jednak oskarżenia o zaniedbania w opiece nad pacjentami.
Statystyki pokazują, że wśród 560 lekarzy zatrudnionych w publicznych szpitalach sieci Iris-Sud zaledwie jedna czwarta posługuje się biegle zarówno francuskim, jak i niderlandzkim. Sytuacja wygląda jeszcze gorzej w przypadku pozostałego personelu medycznego – pielęgniarzy i pracowników paramedycznych – gdzie odsetek osób dwujęzycznych oscyluje w granicach 20%.
Dirka Thielensa, tymczasowego dyrektora generalnego publicznej sieci szpitali Iris (obejmującej CHU Saint-Pierre, CHU Brugmann, Szpital Uniwersytecki dla Dzieci Królowej Fabioli oraz Instytut Jules Bordet), nie dziwią flamandzkie żądania dotyczące dwujęzyczności personelu. „Niemal przy każdych wyborach obserwujemy wzmożenie postulatów w tej sprawie, które szybko zderzają się z rzeczywistością. Malejąca jakość nauczania języków, niska atrakcyjność Brukseli dla dwujęzycznych specjalistów, a przede wszystkim ogólny deficyt pracowników służby zdrowia – wszystko to sprawia, że przestrzeganie przepisów staje się niezwykle trudne” – wyjaśnia.
Ustawa z 1966 roku regulująca używanie języków w dwujęzycznym regionie Brukseli zobowiązuje miejscowe szpitale publiczne do zapewnienia dwujęzyczności zespołów medycznych na poziomie oddziałów, a nie poszczególnych pracowników. Pozostałe placówki w stolicy muszą zagwarantować dwujęzyczność jedynie na oddziałach ratunkowych i w mobilnych zespołach pogotowia.
Pacjenci z Flandrii liczniejszą grupą niż się wydaje
Dyrektorzy szpitali często wskazują, że opieka nad pacjentami posługującymi się wyłącznie niderlandzkim stanowi niewielki ułamek ich działalności. W sieci Iris to zaledwie 5% wszystkich wystawianych faktur, zwłaszcza w porównaniu z pacjentami francuskojęzycznymi oraz mówiącymi w innych językach niż trzy oficjalne.
Dane zebrane przez dziennik Le Soir rysują jednak inny obraz. Według statystyk krajowego instytutu ubezpieczeń zdrowotnych i inwalidztwa (Inami), w 2023 roku aż 21% pacjentów hospitalizowanych w Brukseli mieszkało we Flandrii. Z kolei 58% stanowili mieszkańcy Brukseli (wśród których byli również niderlandzkojęzyczni brukselczycy), 19% pochodziło z Walonii, a 1% z zagranicy.
Wskaźniki są nawet wyższe wśród ubezpieczonych w niektórych kasach chorych. U członków Solidaris odsetek mieszkańców Flandrii wynosi 23% w szpitalach stacjonarnych i 25% w placówkach dziennych. W Chrześcijańskich Kasach Chorych wartość ta sięga nawet 27%, podczas gdy Niezależne Kasy Chorych notują 19,3% pacjentów z Flandrii leczonych w brukselskich szpitalach.
Takich proporcji nie spotyka się nigdzie indziej – zarówno szpitale walońskie, jak i flamandzkie przyjmują niemal wyłącznie (97%) pacjentów ze swoich regionów. Potwierdza to centralną rolę stolicy w krajowym systemie opieki szpitalnej.
Flandria sięga po środki nacisku
Choć rocznie wpływa zaledwie kilkanaście skarg od niderlandzkojęzycznych pacjentów niezadowolonych z poziomu obsługi w ich języku ojczystym, flamandzkie żądania polityczne stają się coraz bardziej stanowcze. Umowa koalicyjna na szczeblu federalnym wyraźnie zakłada egzekwowanie ustawy o stosowaniu języków, choć nie precyzuje, jak miałoby to wyglądać w praktyce.
Ostatnio Ben Weyts z partii N-VA, minister odpowiedzialny za niderlandzkojęzycznych mieszkańców obrzeży Brukseli, poszedł o krok dalej. Wsparł i sfinansował utworzenie specjalnego biura skarg – oficjalnie nazywanego „biurem pomocy” – gdzie niderlandzkojęzyczni pacjenci mogą zgłaszać swoje negatywne doświadczenia.
„Otrzymaliśmy już ponad sto zgłoszeń telefonicznych i mailowych” – informuje Lena Ghysels (N-VA), sekretarz Vlaams Volk Beweging (VVB), organizacji odpowiedzialnej za prowadzenie biura. „Na flamandzkich przedmieściach Brukseli wielu mieszkańców zna francuski, ale prowadzenie całej rozmowy o swoim stanie zdrowia to zupełnie co innego. Problemy najczęściej pojawiają się na oddziałach ratunkowych, co może stanowić realne zagrożenie dla pacjentów. Zamierzamy zebrać wszystkie otrzymane skargi i rozpocząć postępowanie sądowe przeciwko szpitalom nieprzestrzegającym prawa.”
Inicjatywę gorąco popiera minister Weyts, który nie wyklucza wprowadzenia kar finansowych. „Mówi się o stosowaniu marchewki zamiast kija, ale to nie wystarcza” – stwierdził podczas wystąpienia w parlamencie flamandzkim, odrzucając „wymówkę” o niedoborze personelu medycznego. „UZ Brussel udaje się mieć w pełni dwujęzyczne zespoły, więc to możliwe!” – przekonywał.
„UZ Brussel to flamandzki szpital uniwersytecki, więc oczywiście lekarze, którzy się tam kształcili, są niderlandzkojęzyczni i tam właśnie zostają” – ripostuje Kenneth Coenyen, chirurg i były dyrektor kliniki Saint-Jean w Brukseli, zdecydowanie sprzeciwiający się idei biura skarg. „Służy ono jedynie do obwiniania szpitali, podczas gdy problem leży gdzie indziej: brakuje zarówno pieniędzy, jak i personelu. Niedługo nie będzie już można narzekać na leczenie po francusku, bo nie będzie leczenia w ogóle!”
Dwujęzyczność pada ofiarą niedoboru personelu
Brukselskie szpitale zapewniają, że kwestię dwujęzyczności traktują poważnie. „Wprowadziliśmy specjalistyczne szkolenia językowe, które priorytetowo traktują naukę niderlandzkiego, choć w codziennej praktyce – przy wielokulturowej społeczności pacjentów – to znajomość angielskiego okazuje się najczęściej przydatna” – wyjaśnia Nathalie Schaar, rzeczniczka CHU Saint-Pierre. „Dokładamy wszelkich starań, by przestrzegać przepisów językowych, ale trzeba uczciwie przyznać, że przy obecnym deficycie kadry i ostrej konkurencji między placówkami, przyciąganie dwujęzycznych pracowników to prawdziwe wyzwanie.”
Z 560 lekarzy pracujących w publicznych szpitalach Iris-Sud, jedynie co czwarty posługuje się biegle obiema głównymi językami kraju. Wśród personelu pielęgniarskiego i paramedycznego odsetek ten spada do około 20%. „Na oddziałach ratunkowych sytuacja wygląda nieco lepiej – tam wskaźnik dwujęzyczności sięga 30%” – zapewnia Samiya Saïdi, dyrektorka zasobów ludzkich.
„Staramy się maksymalnie wywiązywać z naszych zobowiązań, organizując krótkie kursy językowe dostosowane do potrzeb pracowników służby zdrowia, ale to kolejne obciążenie w i tak napiętym grafiku. Teoretycznie każdy nowo zatrudniony pracownik powinien zdać egzamin z niderlandzkiego w Selor w ciągu dwóch lat, ale trudno to wyegzekwować. Gdybyśmy teraz rozwiązali umowy ze wszystkimi, którzy tego nie zrobili, musialibyśmy zamknąć szpital z powodu braku personelu! To prawo, musimy je respektować, ale prawda jest taka, że w praktyce rzadko napotykamy poważne problemy w opiece nad pacjentami mówiącymi wyłącznie po niderlandzku.”
Potrzeba systemowego, skoordynowanego podejścia
Dirk Thielens podkreśla, że sporadyczne skargi pacjentów niderlandzkojęzycznych nigdy nie dotyczyły diagnozy czy jakości opieki medycznej. „To głównie problemy z komunikacją z rodzinami pacjentów. Nie zdarzyło się, by ktokolwiek ucierpiał poważnie czy zmarł, ponieważ lekarz źle zrozumiał jakieś słowo.”
Według Thielensa i innych przedstawicieli brukselskich szpitali, flamandzkie groźby procesów sądowych i kar finansowych tylko pogorszą i tak trudną sytuację placówek medycznych, nie rozwiązując faktycznego problemu deficytu dwujęzycznego personelu w Brukseli.
„W obliczu niedoboru kadr, pracownicy medyczni mogą swobodnie wybierać miejsce zatrudnienia” – zauważa Samyia Saïdi. „Naturalnie preferują placówki położone blisko domu lub łatwo dostępne, co bywa problematyczne w Brukseli. Istnieje też ostra konkurencja między szpitalami, szczególnie w kwestii dodatków za dwujęzyczność. Nierzadko zdarza się, że personel przeszkolony przez nas w języku niderlandzkim odchodzi później do placówek oferujących lepsze warunki. W ostatnich latach doszedł jeszcze jeden problem – kwestia bezpieczeństwa w okolicach niektórych naszych obiektów, jak ten na Anderlecht, co zniechęca nawet najbardziej zmotywowanych kandydatów.”
Dieter Goemare, dyrektor szpitali w ramach Gibbis – federacji zrzeszającej publiczne i prywatne non-profit placówki opieki zdrowotnej w regionie stołecznym – apeluje o skoordynowane działania szpitali i władz, zmierzające do systemowego wzmocnienia dwujęzyczności w sektorze zdrowotnym.
„Szpitale nieustannie inwestują w kursy językowe, narzędzia tłumaczeniowe i funkcjonalną dwujęzyczność zespołów medycznych. Oczekujemy jednak od władz dodatkowego wsparcia dla ukierunkowanych inicjatyw językowych w sektorze medycznym, a także wzmocnienia edukacji językowej od najmłodszych lat” – podsumowuje.