Po dziewięciu dniach protestów ruch kolejowy w Belgii stopniowo wraca do normy, choć pasażerowie wciąż mogą odczuwać pewne zakłócenia. Organizatorzy strajku podsumowują jego przebieg i zastanawiają się, jakie skutki może on przynieść w przyszłości.
Szersze poparcie, niż przewidywano
Według Brama Maesa z organizacji OVS, jednej z dwóch mniejszych związków zawodowych, skala strajku była większa, niż początkowo zakładano. „Do protestu przyłączyło się znacznie więcej pracowników niż tylko nasi członkowie. W akcję zaangażowali się ludzie z różnych działów, nie tylko kolejarze odpowiedzialni za prowadzenie pociągów” – podkreśla Maes.
Czy strajk odniósł skutek?
Zdaniem przedstawiciela związku trudno jeszcze ocenić, jakie będą konsekwencje protestu. „Nie można teraz powiedzieć, że zatrzymaliśmy kraj i nic z tego nie wynikło. Reformy rządowe to wciąż tylko propozycje, które nie zostały jeszcze zapisane w ustawach. Przekazaliśmy jasny sygnał i liczymy na to, że zostanie on uwzględniony w dalszych decyzjach” – mówi Maes.
Odniósł się również do wypowiedzi ministra ds. emerytur z ramienia N-VA, który stwierdził, że protest nie zrobił na nim wrażenia. „To jeszcze nie koniec walki” – zaznacza przedstawiciel związku.
Kolejne protesty na horyzoncie
Choć mniejsze organizacje związkowe nie planują w najbliższym czasie nowych akcji, to większe związki zawodowe zapowiedziały już kolejne strajki. Przez następne pięć miesięcy przewidziano osiemnaście dni protestów, które mają być wyrazem sprzeciwu wobec rządowych planów reformy emerytalnej i planowanych cięć budżetowych w belgijskich kolejach.