Belgijski rząd planuje zwiększenie budżetu na obronność, jednak zapowiadane zmiany to bardziej dostosowanie do przeszłych realiów niż reakcja na obecną sytuację międzynarodową.
Piątkowe spotkanie Wołodymyra Zełenskiego w Białym Domu, które zakończyło się dla ukraińskiego prezydenta bez przełomowych deklaracji wsparcia, było sygnałem ostrzegawczym dla wielu zachodnich rządów. Coraz bardziej oczywiste staje się, że poleganie wyłącznie na Stanach Zjednoczonych w kwestii bezpieczeństwa jest ryzykowne. Europa musi sama zwiększyć nakłady na obronność – zarówno po to, by dalej wspierać Ukrainę w jej walce z Rosją, jak i by przygotować się na scenariusz, w którym Amerykanie ograniczą swoje zaangażowanie w Europie.
Choć Belgia nie graniczy z Ukrainą, jej strategiczne znaczenie jest nie do przecenienia. Posiada kluczowe dla Europy obiekty infrastrukturalne, takie jak terminal gazowy w Zeebrugge, port w Antwerpii, siedzibę NATO, instytucje Unii Europejskiej oraz centrum rozliczeniowe Euroclear. Mimo to, jej system obronny jest dalece niewystarczający, by skutecznie chronić te zasoby. Brak większych inwestycji w armię byłby więc poważnym błędem.
2% PKB na obronność – czy to wystarczy?
Premier Bart De Wever (N-VA) zapowiedział, że celem Belgii jest osiągnięcie wydatków na poziomie 2% PKB jeszcze przed końcem kadencji, a być może już latem tego roku. To ważny krok, ale czy wystarczający?
Obecnie Belgia przeznacza na obronność jedynie 1,35% PKB, co czyni ją jednym z krajów NATO z najniższymi nakładami na wojsko. Co więcej, w tej kwocie uwzględniono zarówno emerytury wojskowe, jak i pomoc dla Ukrainy, co oznacza, że faktyczne wydatki na modernizację armii są jeszcze mniejsze.
W nowych realiach geopolitycznych zakładanie, że Belgia nadal będzie mogła polegać na ochronie ze strony sojuszników, jest coraz bardziej ryzykowne. Jeśli kraj nie podejmie większego wysiłku finansowego, nie tylko narazi własne bezpieczeństwo, ale także straci wiarygodność na arenie międzynarodowej.
Podniesienie wydatków na wojsko do 2% PKB było odpowiednie w przeszłości, kiedy Europa mogła w pełni liczyć na osłonę militarną Stanów Zjednoczonych. Dziś sytuacja wygląda inaczej. Coraz więcej ekspertów ds. obronności oraz sekretarz generalny NATO Mark Rutte wskazują, że kraje europejskie powinny dążyć do poziomu nawet 4% PKB, jeśli chcą realnie zabezpieczyć swoje granice.
Realny koszt bezpieczeństwa
Istnieje przekonanie, że Belgia może uniknąć znacznego zwiększenia budżetu obronnego, licząc na wsparcie sojuszników. Jednak taka strategia spotyka się z coraz większą krytyką zarówno w NATO, jak i w Unii Europejskiej.
Rzeczywistość jest taka, że zabezpieczenie kraju będzie wymagało nie tylko większych wydatków, ale także trudnych decyzji finansowych. Wzrost budżetu obronnego oznacza konieczność sprzedaży części aktywów państwowych oraz zaciągnięcia nowych zobowiązań finansowych.
W debacie publicznej mówi się o miliardowych inwestycjach w sektor wojskowy, jednak często pomija się fakt, że środki te nie znajdą się bezboleśnie. Państwo będzie musiało podjąć konkretne kroki, aby sprostać tym wydatkom.
Belgia przez lata przyzwyczaiła się do przejadania nadwyżek budżetowych w okresach stabilności. Tymczasem nadchodzą czasy, w których zabezpieczenie kraju przed potencjalnymi zagrożeniami będzie wymagało większego wysiłku finansowego, niż wielu obywateli mogłoby się spodziewać.