W nocy z 14 na 15 listopada w Huy wybuchł pożar, który kosztował życie sześcioosobową rodzinę. Interweniował wtedy sam dowódca strefy alarmowej Hemeco, Stéphane Bouquette, który 19 listopada powrócił do tematu znaczenia czujników dymu.
Zaproszony na plan „Nie codziennie w niedzielę” komendant strefy awaryjnej Hemeco, który interweniował w związku z tragicznym pożarem w Huy, podzielił się smutną obserwacją – w domu zmarłej rodziny nie było żadnych czujników dymu.
„W tym domu potrzebne były trzy czujki: na parterze, jeden na pierwszym piętrze i kolejny na drugim. Nie było ich…”
W 2004 roku rząd Walonii nakazał instalację czujników dymu we wszystkich swoich budynkach. Niestety, zarządzenie przez wielu ludzi zostało zignorowane. Czujniki dymu pozwoliłyby jednak uniknąć wielu tragedii.
„Kiedy podejmujemy interwencję, w większości przypadków, gdy ludzie znajdują się na chodniku, dzieje się tak dlatego, że mają czujniki dymu.” – wyjaśnia Stéphane Bouquette Christophe’owi Deborsu i Salimie Belabbas.
“To ratuje życie. Jeśli ludzie są w środku, to dlatego, że nie zostali poinformowani, że coś się dzieje. (…) Często jest to środek nocy i dlatego później jest już za późno na jakąkolwiek pomoc…”
Według komendanta strefy awaryjnej Hemeco osoby objęte płomieniami to zatem „w większości” osoby, które nie są wyposażone w czujniki dymu.
„Ale możliwe jest również, że ludzie utkną w pułapce, nawet jeśli zostaną poinformowani, że coś się dzieje.” – podkreśla jednak.
Prawo belgijskie jest następujące: na każdym piętrze kwatery należy zainstalować czujnik dymu. Jeśli podłoga jest większa niż 80 m², należy zainstalować dwa czujniki. A jeśli w domu znajduje się więcej niż cztery czujki, wszystkie będą musiały zostać ze sobą połączone. Należy je wymieniać mniej więcej co dziesięć lat.